Druga wycieczka. Tym razem w stronę północną. Na początek trochę się kręcimy szlakami rowerowymi. Szlaków tego typu należy unikać, chyba że się jest właścicielem roweru szosowego, trekinga, albo się chce wrócić jak najszybciej do chaty. Szlaki takie to przeważnie szerokie szutrówki, albo drogi w lesie gdzie da radę przejechać samochodem. Na początek jedziemy do Kosego Mostu. Po drodze objawia się wieża obserwacyjna- drewniana konstrukcja o wysokości około 4 pięter. Korzystamy z okazji i podziwiamy panoramę. Później jest drogowskaz na ciekawe miejsce "Carska Tropina". Nic nam to nie mówi, więc uderzamy. Tropina to chyba kawałek mokradeł, a ścieżka prowadzi przez kładki. Zaliczamy trochę tych turystycznych northshoreów, później robimy zwrot o 180stopni i wracamy na naszą trasę. Skrót to Kosego Mostu okazuje się ścieżką, gdzie jest nakaz prowadzenia rowerów. Nakaz nam się wydaje niezrozumiały, a po jakimś kawałku okazuje się, że jest takie błoto, że nie da rady prowadzić rowerów można tylko jechać. Merida doposażona w przednią koronkę 22z daje radę, reszta uczestników również nie narzeka. Jadąc ścieżką widokową "Wilczy szlak" nie zauważamy żadnego z tych zwierzów, za to zaliczamy kawałek ciekawego lasu. Dojeżdżamy do skansenu ciuchci leśnej - Niemce w czasie I w.ś. coś takiego wybudowali do eksploatacji zasobów drzewnych. Dalej prosta ścieżka prowadzi do miejscowości, gdzie tankujemy wodę. Uzupełniamy zapasy w organiźmie i butelkach i jedziemy do Narewki na obiad. Tam każdy ma ochotę wciąć nawet żubra z kopytami (nie tego z butelki). Tutaj oddzielamy się od Kuby i Eli, którzy teraz maja szerokie asfaltowe 60km do Białegostoku. Jak sie okazało, na peronie byli o 20:00. O tej godzinie pociąg też odjeżdżał więc zdążyli w ostatniej chwili... My mamy prosty powrót do Białowieży, i tylko w ostatnim momencie przychodzi pomysł, żeby urozmaicić trasę. Tuż przed miastem jest ścieżka widokowa "Żebry Żubra", i napiszę tylko że jeśli ktoś lubi troszkę cięższy teren to będzie zadowolony ;) Rowery ubrudzone a my zadowoleni, że już jesteśmy w Białowieży. Szybko pakujemy rowery do auta i jedziemy do domu. W Wawie jesteśmy około 23:15, 10 minut po przyjeździe opóźnionego pociągu z Białegostoku.
Wypad z Elą i Kubą (oraz Agni) do Białowieży. Pierwszego dnia obejrzeliśmy Rezerwat Pokazowy Żubra, gdzie oprócz żuberków było kilka innych zwierzaków - konie Tarpany, sarenki, wilki, oraz łoś. Łoś akurat nie uznał za stosowne się pokazać (trzeba było potrącić to z biletu:D ). Później odwiedziliśmy tajemnicze Miejsce Mocy, obszar ponoć obdarzony pierwotną energią, miejsce wyznaczone za święte już za czasów pierwszych słowiańskich kapłanów. Mocy jednak nam nie przybyło raczej ubyło, dalsza jazda była z prędkością 14-18kmph. Jakoś się dowlekliśmy do pierwszej wsi i posililiśmy się pierogami z dzika oraz żubrem. Po uczcie nadszedł czas, żeby wracać - ponieważ nasze mapy nie miały zaznaczonych szlaków turystycznych (tylko szlaki rowerowe) to wybór tras był dosć ograniczony, a my nie chcielismy wracać tą samą trasą. Wybraliśmy więc dróżkę wzdłuż torów kolejki wąskotorowej. Traska ciekawa, choć prosta jak drut. Za to utrzymanie tempa >20kmph było wyczerpujące. Dotarliśmy do przedmieść Hajnówki, gdzie zaopatrzyliśmy się w napoje. Później wio szlakiem rowerowym (niestety) do Białowieży. Po drodze złapał nas deszcz, ale był dość ciepły, i zaraz wyschliśmy. Dzień zamknąłem z dystansem 79km.
Do pracy. Później do Pszczoły żeby odebrać przesyłkę z CentrumRowerowe - Deorka hydrauliczna na przód do Meridy. Później się okaże, że hamulec jest świetny.
Razem z Rafałem wybraliśmy się do Wieliszewa sprawdzić trasę pętli maratonu 24godzinnego. Trasa ciekawie poprowadzona, prosta, ale też nie trywialna. Mało okazji do piachu (to dobrze). Długość pętli to 18km, my trochę błądziliśmy :)